8. marca 2021 był na pewno smutnym świętem w tym sensie, że w pandemicznej rzeczywistości mało komu jest do śmiechu, ale pomimo braku koncertu na żywo, który zawsze cieszył się ogromnym zainteresowaniem słuchaczy, łomżyńska orkiestra stanęła na wysokości zadania, przygotowując, urozmaicony i pod każdym względem dopracowany program. Stanowiło go 12. przebojów musicalowych, filmowych i rozrywkowych w orkiestrowych opracowaniach: w większości autorstwa Bohdana Jarmołowicza, ale też Wojciecha Olszewskiego, Macieja Banachowskiego i Krzysztofa Herdzina. – To, co wydarzyło się w muzyce lat 60.– 90. tak naprawdę pozostaje w historii literatury muzyki rozrywkowej – zauważa Bohdan Jarmołowicz. – Wybieram spośród tych utworów te, które się nie starzeją, są cały czas aktualne i wytrzymały próbę czasu. Gdybym chciał wybierać z tych współczesnych, byłoby z tym już trochę kłopotu, chociaż są też nowe, udane utwory, choćby Adele i również je wykonujemy.
Koncert rozpoczął się jednak od instrumentalnej wersji jednej z najpiękniejszych piosenek The Beatles „If I Fell”, pochodzącej z albumu „A Hard Day's Night” i mimo tego, że nie jest to jeden z klasyków Wielkiej Czwórki z Liverpoolu, to trudno się owym utworem nie zachwycić, szczególnie w takim wykonaniu. Soliści, poprzednio goszczący w Łomży w styczniu roku 2017, również zaśpiewali same szlagiery. Patrycja Kotlarska zaczęła od „Memory” z „Kotów”, nie mogła pominąć „My Heart Will Go On” spopularyzowanej przez Celine Dion czy „To były piękne dni”; tak naprawdę rosyjskiej piosenki Borysa Fomina, znanej w świecie jako „Those Were The Days” dzięki Mary Hopkin, a w Polsce rozsławionej przez Halinę Kunicką, zaś z nowszych „Someone Like You” Adele. Jacek Kotlarski zaśpiewał filmowe szlagiery „(Everything I Do) I Do It For You” Bryana Adamsa, „Can You Feel The Love Tonight” z „Króla lwa” oraz „Singing In The Rain” z „Deszczowej piosenki”. Nie zabrakło też duetów, choćby evergreenu z filmu „Kobieta i mężczyzna”, najbardziej przebojowych fragmentów musicali, jak na przykład „All I Ask Of You” z „Upiora w operze” czy też wciąż pamiętanego „Tonight I Celebrate My Love For You” Roberty Flack i Peabo Brysona, a na finał „Time To Say Goodbye”. Wszystko więc się zgadzało i przebiegało jak należy, artystom i doskwierał tylko brak publiczności, występowali bowiem przed kamerami w puściuteńkiej sali widowiskowej Centrum Kultury przy Szkołach Katolickich.
– Jest inaczej – zauważa Bohdan Jarmołowicz. – Koncert to jednak koncert, a publiczność to jego nieodłączny element i do tego najważniejszy, bo gramy przecież dla ludzi. Jesteśmy teraz tego pozbawieni, a normalnie czujemy przecież jej obecność, słyszymy reakcje. Nie czujemy więc atmosfery koncertu: kłaniam się choćby pustej sali, licząc, że ktoś to będzie oglądał, ale to nie jest to samo. – Bardzo brakuje nam tej energii ze strony publiczności – potwierdza Patrycja Kotlarska.
– Gdy widzimy twarze ludzi, zainteresowanych lub nie, to jest to wtedy wyzwanie, żeby zaciekawić ich tym, co robimy, wyzwalają się w nas dużo większe emocje. Tutaj jest o to bardzo trudno, musimy wizualizować sobie, że ten odbiorca gdzieś tam jednak siedzi. Jest to jednak smutne, bo patrzy się na te puste fotele – mam nadzieję, że to jeden z ostatnich koncertów tego typu.
Ja radzę sobie z tym wyzwaniem w taki sposób, że troszeczkę zamykam się w sobie, bez reszty wchodzę w interpretację utworu, tak jakbym był w studio i nagrywał płytę CD czy piosenki do jakiejś produkcji – zdradza Jacek Kotlarski. – Zamykam więc w myślach oczy i totalnie wchodzę w rolę, którą śpiewam. Najbardziej bolesne jest to, gdy kończymy śpiewać i jest wielka cisza – musimy wyobrazić sobie brawa, zadowolenie i uśmiech na twarzach słuchaczy, i ukłonić się do pustych foteli...
Wojciech Chamryk