A+ A A-

Muzyczna majówka w Filharmonii

Filharmonia Kameralna im. Witolda Lutosławskiego w Łomży p/d Jana Miłosza Zarzyckiego przygotowała tradycyjną „Muzyczną majówkę” z okazji Narodowego Święta 3 Maja. Na program tego specjalnego koncertu złożyły się symfoniczne oraz popularne tańce, zaś w roli solisty wystąpił jeden z najwybitniejszych polskich akordeonistów, wirtuoz tego instrumentu, Wiesław Prządka. Nie obyło się też dla niespodzianek miłych dla uszu melomanów ceniących również dźwięk  mniej znanych instrumentów.

Pomimo tego, że pogoda w piątkowe popołudnie raczej nie zachęcała do wyjścia z domu, kolejny koncert Wiesława Prządki z łomżyńską orkiestrą okazał się sukcesem. Po raz kolejny okazało się bowiem, że połączenie wolnego wstępu z bardziej przystępnym i przebojowym repertuarem może przyciągnąć do sali koncertowej nadkomplet publiczności.
Jednak nim zabrzmiały dźwięki akordeonu Filharmonia Kameralna wprowadziła zebranych w klimat koncertu dynamicznymi Tańcami góralskimi, pochodzącymi z trzeciego aktu opery „Halka” Stanisława Moniuszki. Po tym, obowiązkowym wręcz tego dnia polskim akcencie, Wiesław Prządka zagrał zróżnicowaną rytmicznie kompozycję Richarda Galliano „Tango pour Claude”, wspierany subtelnym akompaniamentem smyczkowym. Mówi się i pisze o artyście, że akordeon był mu przeznaczony, co potwierdza sam Wiesław Prządka.
– To był właściwie przypadek – wspomina solista. – Mój ojciec co prawda nie był muzykiem, rysował projekty domów, którą to dziedzinę przejął po nim mój brat, ale był muzykiem z zamiłowania. Grał amatorsko na skrzypcach i gitarze, znał nuty. Jeszcze w przedszkolu lub na początku szkoły podstawowej kupił mi cymbałki i uczył mnie różnych melodyjek. Zobaczył, że łatwo mi to przychodzi, więc kolejnym etapem była wiolina – instrument dmuchany z klawiaturą. Tu też szybko przeniosłem melodie, które grałem na cymbałkach, na tę klawiaturę. Jak ojciec to zobaczył, postanowili kupić mi pianino. Ale w międzyczasie w mieście, z którego pochodzę czyli w Wolsztynie, ojciec w sklepie rowerowym znalazł akordeon, który kupił mi na Gwiazdkę. I tak to się zaczęło. Ojciec nie mógł mi już  pomóc, bo nie znał układu guzików, zapisali mnie więc do ogniska muzycznego – w Wolsztynie nie było jeszcze wtedy szkoły muzycznej. Ten instrument od początku mi się spodobał. Dlatego pod koniec szkoły podstawowej, kiedy trzeba było podjąć decyzję co do dalszego kroku czyli zdawania do liceum muzycznego, musiałem wybrać instrument. A oprócz akordeonu grałem również na trąbce, nawet przez cztery lata w orkiestrze dętej i bardzo dobrze na niej mi szło, nawet nauczyciel liczył, że będę zdawał do liceum muzycznego właśnie na trąbkę. Ale wybrałem akordeon, bo bardziej mi się podobał, czułem się pewniej na tym instrumencie. I dzisiaj tego nie żałuję, bo ten instrument znowu staje się modny, doceniany w środowisku muzyków zawodowych: na scenie popowej, w zespołach jazzowych czy na scenach filharmonicznych.
Po chwili zaś publiczność miała okazję dowiedzieć się, lub w przypadku bywalców-melomanów utwierdzić się w przekonaniu, że łomżyńscy filharmonicy potrafią równie pięknie jak tańce ludowe zinterpretować eleganckiego, dystyngowanego walca, napisanego przez Charlesa Gonouda z myślą o wykorzystaniu w operze „Faust”.
Kolejne wejście gościa z Poznania okazało się zaskakujące dla słuchaczy, ponieważ tym razem sięgnął po bandoneon diatoniczny.
– Diatoniczny to znaczy, że otwieranie i zamykanie miecha na tych samych guzikach ma zupełnie inne dźwięki – wyjaśnia Wiesław Prządka. – Ma to wielki wpływ na brzmienie i technikę gry oraz sposób wydobycia dźwięku. W bandoneonie diatonicznym jest bardzo skomplikowany i nielogiczny układ guzików. W akordeonach czy nawet bandoneonach chromatycznych układ guzików jest zaś uporządkowany, ma logiczny schemat. Natomiast na diatonicznym, kiedy wziąłem go po raz pierwszy do ręki nie mogłem zagrać niczego. Dopiero jak zdobyłem szkołę na ten instrument z 1925 roku, gdzie był schemat guzików, zacząłem się uczyć po kolei. Trudnością jest również to, że prawa i lewa ręka mają zupełnie inny układ guzików – jeśli gramy gamę C-dur prawą ręką, to lewą musimy się uczyć zupełnie innego schematu.
W krótkim czasie Wiesław Prządka stał się jednym z nielicznych w Polsce wirtuozów bandoneonu, oraz jedynym grającym na  bandoneonie diatonicznym. Stało się tak, ponieważ Astor Piazzolla, twórca nowoczesnej formy tanga, grał właśnie na tym instrumencie i na akordeonie nie było można oddać wszystkich niuansów technicznych i bogactwa melodii utworów pisanych przez genialnego Argentyńczyka. Wiesław Prządka na koncert w Łomży wybrał dwa utwory autorstwa Piazzolli. Pierwszym był rozwijający się stopniowo „Preparence”. Kolejnym oparty na delikatnej melodii oraz smyczkowym podkładzie„Tanti Anni Prima”, znany też pod tytułem „Ave Maria”. A w sumie niewiele zabrakło, by Wiesław Prządka nigdy nie zetknął się bandoneonem.
– Moja przygoda z tangiem zaczęła się gdzieś w roku 1999/2000 – opowiada Prządka. –Waldemar Malicki zaprosił mnie do nagrania programu telewizyjnego z muzyką Piazzolli.
W Polsce nikt wtedy jeszcze nie grał na bandoneonie, więc nikogo takiego nie znalazł i zaprosił mnie z akordeonem. Wtedy zobaczyłem na filmach, bo jak mieliśmy próby Malicki zaprosił nas do domu i pokazał film, jak gra Piazzolla, jaka jest jego technika gry. Zacząłem go trochę naśladować na akordeonie, w jakimś stopniu udało mi się to zrobić. Ale wtedy przekonałem się, że ten bandoneon to będzie nieodzowna sprawa, bo na akordeonie tak się grać nie da. Dość szybko udało mi się go kupić, ale kiedy spróbowałem coś zagrać – załamałem się. Trochę trwało, zanim nauczyłem się na nim grać, na początku wykonywałem na nim tylko 2-3 utwory, resztę na akordeonie
Przed przerwą zabrzmiały jeszcze dwa, jakże odmienne utwory. Najpierw orkiestra uraczyła zebranych Tańcami węgierskimi nr 1 i 3 Johanna Brahmsa, po czym nastąpiła całkowita, nie pierwsza zresztą tego wieczoru, zmiana klimatu. Wiesław Prządka niemal od zawsze deklarował bowiem uwielbienie dla francuskiej muzyki akordeonowej. W pewnym sensie dzięki niej lata temu nie porzucił też akordeonu dla innych instrumentów.
– Miałem taki moment załamania, kiedy chciałem wrócić do trąbki lub fortepianu i zacząć grać muzykę rozrywkową – wspomina muzyk. – Ale zastanowiłem się i pomyślałem: a dlaczego nie zacząć tego grać na akordeonie, ale w profesjonalny sposób? Pracowałem wtedy w podstawowej szkole muzycznej jako nauczyciel i już wtedy wprowadzałem do programu elementy muzyki rozrywkowej, założyłem nawet takie zespoły w tej szkole. Po pierwszym udanym koncercie okazało się, że eksperyment się powiódł i taki zespół istnieje do dzisiaj.
I właśnie z tymi dziećmi pojechałem do Wilna. Tam poznałem akordeonistę, który jeździł trochę po świecie, bywał w Francji, Niemczech i miał sporo płyt. U nas nie można było wtedy takich płyt kupić, więc jak tego posłuchałem, zainspirowało mnie to, żeby taką muzykę grać. W 1993 r. założyłem w Poznaniu Musette Quartet i tak to się zaczęło. Zaprosiłem do współpracy zawodowych muzyków, między innymi z orkiestry Zbigniewa Górnego i szybko nagraliśmy pierwszą płytę. Chwyciło to błyskawicznie. Nawet jak pojechałem na konkurs akordeonowy, gdzie wszyscy grali muzykę współczesną, to, co zawsze grało się na studiach, po koncercie przyszli do mnie profesorowie i usłyszałem: nareszcie ktoś w  Polsce odważył się grać muzykę rozrywkową na akordeonie!
O tym, że była to ze wszech miar słuszna decyzja udowodniła wiązanka najpopularniejszych francuskich walczyków, opatrzona tytułem „Valses de Paris”, która  na kilkanaście minut przeniosła zebranych w sali łomżyńskiej Filharmonii na ulice Montmartre czy Champs Élysées.
Dalszy ciąg tej muzycznej podróży nastąpił po przerwie. Łomżyńscy filharmonicy przedstawili publiczności Serenade Espagnole Georgesa Bizeta oraz Taniec słowiański nr 7 Antonina Dworzaka. Solista zaś, wspierany przez orkiestrę, wykonał jeszcze dwie wiązanki popularnych przebojów. Pierwszą był „Gypsy medley”. Podobnie jak dwie inne wykonane tego wieczoru wiązanki został on zaaranżowany przez doskonale znanego łomżyńskiej publiczności dyrygenta i aranżera Bohdana Jarmołowicza. Medley ów okazał się błyskotliwym połączeniem fragmentów kompozycji zarówno z muzyki klasycznej (Taniec węgierski nr 5  Brahmsa, Czardasz Montiego) jak i popularnej, by wspomnieć chociażby „Oczi cziornyje”.
– Akordeon zawsze kojarzył się w Polsce z rozrywką najniższych lotów lub muzyką ludową i był traktowany z pewnym lekceważeniem – ocenia Prządka. – Tymczasem w muzyce innych krajów, by wymienić chociażby Francję Lub Włochy, instrument ten był stale obecny, począwszy od muzyki lżejszej, poprzez jazz aż do klasyki.
Finałem koncertu była porywająco zagrana wiązanka oparta na „Błękitnej Rapsodii” wybitnego amerykańskiego kompozytora George’a Gershwina, z wplecionymi w nią przebojami tej miary jak „I Got Rhythm” czy „Summertime”. Nic dziwnego, że publiczność gromko domagała się bisu, by w rezultacie usłyszeć ponownie spory fragment tej, noszącej tytuł „Blue medley”, wiązanki.
– Ludzie często przekonują się na takich koncertach, że warto przyjść do filharmonii – podkreśla Wiesław Prządka. – Przecież nie zawsze gra się tutaj utwory dla nich niezrozumiałe, jak muzyka współczesna. Zresztą ludzie niepotrzebnie się boją, jak tylko słyszą słowo „filharmonia”. A muzyka jest przecież generalnie piękna. Dlatego cieszę się, że już praktycznie we wszystkich filharmoniach w Polsce udało się, obok programów klasycznych, wprowadzić programy lżejsze, z akordeonami, saksofonami czy nawet skrzypcami w roli głównej.

Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka – Chamryk



Zdjęcia: Wiesław W. Wiśniewski

Wsparcie ze środków
Funduszu Przeciwdziałania COVID-19

Instytucja kultury Miasta Łomża
współprowadzona przez
Ministra Kultury
i Dziedzictwa Narodowego

 

 

Deklaracja dostępności

Filharmonia Kameralna im. Witolda Lutosławskiego

Login

Rejestracja

User Registration
or Anuluj