A+ A A-

Melodie miłości na Dzień Kobiet

Filharmonia Kameralna im. Witolda Lutosławskiego jak co roku uczciła  Dzień Kobiet wyjątkowym koncertem. Orkiestrę poprowadził Jan Miłosz Zarzycki, zaś w roli solisty wystąpił doskonale w Łomży znany multiinstrumentalista Jerzy Karwowski.
Na entuzjastycznie przyjęty przez publiczność występ złożyły się wielkie romantyczne przeboje, popularne tematy filmowe oraz różnorodne dzieła muzyki klasycznej. Były też kwiaty dla pań oraz ogromna niespodzianka, kiedy w jednym utworze orkiestrę poprowadził jej poprzedni dyrektor, Tadeusz Chachaj.

Jednak zanim doszło do tej wyjątkowej, wspaniale przyjętej przez publiczność sytuacji, nie zabrakło równie emocjonujących wydarzeń. Koncerty z okazji Dnia Kobiet cieszą się bowiem w łomżyńskiej Filharmonii ogromną popularnością z dwóch powodów: udziału wybitnych solistów oraz doskonale dobranego, rozrywkowo – klasycznego repertuaru. Podobnie było i tym razem. Jerzy Karwowski co prawda ostatnimi laty zaniedbywał tutejszych melomanów, kiedy już jednak pojawił się w Łomży błyskawicznie nawiązał świetny kontakt ze słuchaczami, ponownie oczarowując ich swymi umiejętnościami.
– Rzucało mnie trochę po świecie i przyklejono mi taką ksywę, bo na wycieczkowcach amerykańskich występowałem jako multiinstrumentalista – mówi Jerzy Karwowski. – Gram chyba na 11 instrumentach, ale dzisiaj nie było takiej potrzeby, bo aranżacje na instrumenty saksofonowe i na orkiestrę są tak dobre, że gram tylko na trzech instrumentach, w tym flecie prostym. Gram też na harmonijce ustnej i myślałem o niej, ale nie można wszystkiego pogodzić w jednym programie. A moim pierwszym instrumentem był klarnet – uczyłem się na nim grać w Ełku, gdzie chodziłem do szkoły muzycznej jako młody chłopak. Życie zmusiło mnie do tego, że zacząłem grać na różnych instrumentach. I to zaprocentowało, że stałem się multiinstrumentalistą, bo gram jeszcze na skrzypcach, fortepianie. Ale tak naprawdę najlepiej gram na klarnecie, na którym najmniej gram (śmiech). A moim ulubionym instrumentem jest saksofon sopranowy. Wielu kolegów muzyków mówi, że mam jakieś predyspozycje do grania w interesujący, specyficzny sposób na saksofonie sopranowym.
Już w swoim pierwszym wejściu, obejmującym ogromne przeboje „Without You” i „Feelings”, Karwowski dobitnie udowodnił, dlaczego określany jest mianem wirtuoza saksofonu sopranowego. W orkiestrowych opracowaniach popularnych tematów filmowych: „Przed nocą i mgłą” z serialu „07 zgłoś się” oraz „Vabank”, po części znanych już z wydanej w 1998 roku płyty Łomżyńskiej Orkiestry Kameralnej z jego udziałem, „Przeboje światowe i filmowe”, zagrał już na saksofonie altowym. Jednak przed swym popisowym filmowym potpourri ponownie sięgnął po sopran.
Zanim zabrzmiały pierwsze takty tej filmowej wiązanki, solista ogłosił konkurs, w którym główną nagrodą miało być… 7 milionów nowych złotych. Być może niewyobrażalna wysokość owej nagrody, niewiele mniejsza od sumy potrzebnej na remont generalny siedziby Filharmonii, sprawiła, że odpowiedź była błędna. Jedna z pań trafnie rozpoznała bowiem walca z „Nocy i dni” oraz „Everything I Do (I Do It For You)” Bryana Adamsa z przygód Robin Hooda, pomyliła jednak filmy tak odmienne, jak „Ojciec chrzestny” i „Love Story”.
Otrzymała jednak nagrodę pocieszenia, solową płytę Jerzego Karwowskiego z obszernym wyborem jego klasyczno – rozrywkowego repertuaru.
– Saksofon to śpiewny, bardzo romantyczny instrument – podkreśla Karwowski. – Można nim pięknie zastąpić linie wokalne w tych utworach, które wykonaliśmy. Przecież taki „Without You” to ulubiony kawałek piosenkarzy popowych, dalej słynny „Feelings” czy melodia z „Titanica”, którą nagrywało wielu instrumentalistów. Saksofon świetnie kwalifikuje się do wykonania tego typu utworów.
Trzecim i ostatnim instrumentem, na którym zagrał Karwowski okazał się niepozorny flet prosty, wykorzystany najpierw w parafrazie „Die Lorelei” Schuberta, a pod koniec koncertu w zagranym na bis „Skowronku” („Pacsirta”)Grigorasa Dinicu.
Partie saksofonu były zaś ozdobą zapowiedzianego przez solistę jako wyciskacz łez „My Heart Will Go On” z „Titanica” oraz czerpiącej z tradycyjnej muzyki żydowskiej „Sunrise Sunset” ze „Skrzypka na dachu”, połączonej z „Hawa Nagila”. Publiczność reagowała już bardzo żywiołowo, a wspólne śpiewanie miało swe apogeum w przebojowym  „To były piękne dni”, w Polsce znanym, między innymi, z repertuaru Haliny Kunickiej.
Pomimo tego, że gwiazdą czwartkowego koncertu był niewątpliwie solista, muzycy orkiestry mieli również kilka okazji do zaprezentowania swych umiejętności w utworach granych tylko przez Filharmonię, jak chociażby w ekspresyjnym „Jalousie Tango” Jacoba, walcu „Morgenblatter” i polce „Frauenherz” Johanna Straussa, rytmicznym „Oberku” Grażyny Bacewicz czy żartobliwym „The Waltzing Cat” Andersona. Był też utwór „Another Day In Paradise” z repertuaru Phila Collinsa, w którym to orkiestra zagrała bez dyrygenta, ponieważ w czasie jego trwania Jan Miłosz Zarzycki oraz Jerzy Karwowski wręczali paniom kwiaty.
– Myślę, że to był dobry moment w tym koncercie, żeby wręczyć wszystkim paniom obecnym na sali kwiaty! – ocenia Jerzy Karwowski.  – Bo muzyka to jest miłość i zawsze łączy się z uczuciami.
Dużym zaskoczeniem dla publiczności była zapewne obecność na koncercie dyrektora Łomżyńskiej Orkiestry Kameralnej w latach 1993- 2004, Tadeusza Chachaja. Poprzednik Jana Miłosza Zarzyckiego, I Honorowy Dyrektor Orkiestry świętował bowiem kilka dni wcześniej 84 urodziny i nikt nie spodziewał się, że skorzysta z zaproszenia swego następcy i stanie za dyrygenckim pulpitem. Tak się jednak stało i Tadeusz Chachaj poprowadził łomżyńskich Filharmoników w „Libertnago”  Astora Piazzolli udowadniając, że nawet 10. letnia przerwa w dyrygowaniu nie była w stanie mu w tym przeszkodzić.
Po tak emocjonującej końcówce koncertu było rzeczą oczywistą, że bez bisów się nie obejdzie. Pierwszym był wspomniany już „Skowronek”, a kolejnym i już nieodwołalnie ostatnim, zainicjowany spontanicznie przez publiczność „To były piękne dni”.
– Saksofon przyniósł mi artystyczne spełnienie i dużo satysfakcji – ocenia Jerzy Karwowski.
– Klarnet był wtedy przypisany do standardowych utworów. Teraz to się zmieniło, dzięki muzyce klezmerskiej, ale za mojej młodości tego nie było. A saksofon miał wtedy świetne notowania i fantastycznych muzyków jazzowych, jak Namysłowski, Miśkiewicz. Dlatego stał się bardzo popularny w Polsce, nie mówiąc już w świecie, bo tam półki uginają się od saksofonowych nagrań melodycznych. Na saksofonie mogłem grać wszystko: od transkrypcji muzyki poważnej, poprzez jazz do muzyki rozrywkowej i świetnie się w to wpasowałem, trafiając na odpowiednie miejsce we właściwym momencie. Spopularyzowałem granie na saksofonie z orkiestrami symfonicznymi – było tych koncertów mnóstwo, były momenty, że nie mogłem sobie poradzić z terminami. Grałem w większości filharmonii w Polsce po wiele razy. To była, lżejsza, bardziej komunikatywna, ale wciąż bardzo wartościowa i ciekawa dla słuchaczy muzyka. Co prawda Jerzy Maksymiuk mawiał, że jak się łabędziowi odetnie szyję, to zostanie kaczka, ale tak może powiedzieć każdy. A są rzeczy nieuniknione i pan Maksymiuk też pisał w życiu różne utwory. A trzeba łączyć te muzyczne światy – sam widziałem, będąc w USA, w Carnegie Hall, na niedzielnym koncercie familijnym muzyków klasycznych z najwyższej półki. Widziałem, jak ci wirtuozi, grający na co dzień Mozarta, się zachowują, jak świetnie nawiązują kontakt z publicznością. I ta reakcja ludzi na to wszystko! Pomyślałem wtedy, że coś takiego można robić również w Polsce i udaje mi się to już od wielu lat!

Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Wiesław Wiśniewski

Wsparcie ze środków
Funduszu Przeciwdziałania COVID-19

Instytucja kultury Miasta Łomża
współprowadzona przez
Ministra Kultury
i Dziedzictwa Narodowego

 

 

Deklaracja dostępności

Filharmonia Kameralna im. Witolda Lutosławskiego

Login

Rejestracja

User Registration
or Anuluj