A+ A A-

Huczny Sylwester w Filharmonii

Tradycyjnie już, koniec starego i początek nowego roku świętowało w łomżyńskiej Filharmonii nader liczne grono melomanów. Przyciągnęły ich nie tylko nazwiska gwiazd wieczoru: sopranistki Marty Antoniny Wyłomańskiej, barytona Piotra Kowalczyka i pochodzącego z Boliwii dyrygenta Rubena Silvy, ale również zapowiadane liczne niespodzianki oraz, przede wszystkim, wyjątkowa atmosfera tego muzyczno – towarzyskiego wydarzenia.

– Wybraliście państwo najlepszy sposób spędzenia wieczoru sylwestrowego w mieście, a może nawet w tej części kraju! – podkreślał na początku koncertu pełniący również rolę konferansjera Piotr Kowalczyk. I nie pomylił się, ponieważ tegoroczny koncert sylwestrowy zapewne pozostanie długo w pamięci wypełniającej salę publiczności.


Koncerty sylwestrowe Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego w Łomży już od lat cieszą się wyjątkową renomą i wielkim powodzeniem. Jednak koniec roku 2012 okazał się wyjątkowo nerwowym okresem dla tych, którzy zapomnieli o zarezerwowaniu biletów w odpowiednim czasie, bądź też odłożyli to na ostatnią chwilę, ponieważ rozeszły się one w rekordowo szybkim tempie! Zapominalskim pozostały więc tylko wejściówki lub liczenie na łut szczęścia w sytuacji, że ktoś zrezygnuje z biletu.

Efektem tego wyjątkowego zainteresowania była sala pełna publiczności, oczekującej, jak co roku, mistrzowsko wykonanej muzyki, przebojowych pieśni oraz arii i dobrej zabawy.

Artyści nie zawiedli pokładanych w nich nadziei. Orkiestra Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego tradycyjnie stanęła na wysokości zadania, wznosząc się na artystyczne wyżyny pod batutą znanego już sobie dyrygenta.

– Ostatni raz byłem w Łomży jakieś 3-4 lata temu i to trochę dziwne uczucie tutaj wracać – mówi Ruben Silva. – Ale każdy powrót jest zawsze fajny, bo dawno nie widziałem muzyków orkiestry. Część składu się zmieniła, ale część muzyków pamiętam, na przykład pana inspektora – bardzo miło jest spotkać się tak po latach. Pamiętam świetnie i bardzo dobrze wspominam swoje dwa wcześniejsze koncerty w Łomży. Jeden też był sylwestrowy, pamiętam, że grał wtedy, między innymi, pan Karwowski, a drugi był już typowo klasyczny. Zawsze bardzo dobrze mi się tu dyryguje – orkiestra pracuje solidnie, a to przecież nie są łatwe utwory. Na przykład dzisiaj mieliśmy dużo utworów do zagrania i nie każdy jest prosty. A czasu na wspólne próby mieliśmy mało. Ja zresztą ogólnie nie mam problemów z orkiestrami, bo staram się podchodzić do wszystkiego i być na luzie. Staram się muzykować, pokazywać to, co ja chcę w sposób czytelny i transparentny, żeby muzycy wiedzieli, o co chodzi. Oni się wtedy poddają i z przyjemnością muzykujemy razem.

O tym, że słowa maestro Silvy są najczystszą prawdą można było przekonać się już w czasie porywająco zagranej na początku  koncertu uwertury z operetki „Baron cygański”  J. Straussa. Poza, tradycyjnie już wypełniającymi znaczną część programu sylwestrowego koncertu, fragmentami popularnych musicali i operetek orkiestra miała też możliwość zmierzyć się z utworami latynoamerykańskimi. Niektóre z nich, jak subtelnie opracowane „Oblivion” Piazzolli z popisową partią koncertmistrza Cezarego Gójskiego, grała już w przeszłości. Były też jednak premiery, w tym szczególnie gorąco przyjęte pasodoble „Feria de Manizales”.

Szczególnym momentem koncertu była zaś zaśpiewana przez Martę Antoninę Wyłomańską  refleksyjna, przejmująca pieśń „Hijo de la luna”. 
– „Hijo de la luna” to pieśń napisana przez Boliwijczyka (J. M. Cano i N. Cano – red.) – mówi Piotr Kowalczyk. – To opowieść Cyganki, która modliła się do księżyca o to, aby dał jej ukochanego: o skórze koloru cynamonu, o oczach koloru oliwek. Księżyc – po hiszpańsku la luna czyli ona – odparła, że dostanie małżonka, ale tylko pod warunkiem, że pierwsze dziecko z tego związku odda jej. I oto rodzi się dziecko białe, albinos. Zatrwożony Cygan nie wierzy w to, co się stało. Twierdzi, że Cyganka zapewne zdradziła go z jakimś białym mężczyzną, bo to nie może być ich dziecko. Zabija ją, a dziecko wynosi na górę i zrzuca je w dół.
Nie zabrakło też repertuarowych nowości również w utworach wybranych z operetek i musicali, jednak najbardziej żywiołowo publiczność przyjmowała ponadczasowe, doskonale znane pieśni i arie. W rolę Sylwii z „Księżniczki czardasza”  oraz Audrey Hepburn z „My Fair Lady” wcieliła się pełna temperamentu Marta Antonina Wyłomańska. Piotr Kowalczyk, zgodnie ze swym estradowym emploi, zaśpiewał, między innymi, komiczną arię Żupana „Piórem sadła nie ukrajesz” oraz  żartobliwą piosenkę Petruchia z musicalu „Kiss me, Kate”.
Fantastycznie przyjęto również duety w wykonaniu obojga rozśpiewanych, często również roztańczonych i wspomagających orkiestrę grą na różnych instrumentach perkusyjnych, solistów. Marta Antonina Wyłomańska oraz Piotr Kowalczyk zaśpiewali razem „Pardon Madame” z „Wiktorii i jej huzara”, „Co się dzieje, oszaleję” z „Księżniczki czardasza” oraz „Usta milczą” z „Wesołej wdówki”. Nie byli w nich jednak osamotnieni, bo publiczność, zrazu nieśmiało, coraz chętniej im wtórowała. Było to szczególnie słyszalne po przerwie, którą wypełnił bankiet, przygotowany dzięki zakładowi piekarniczo – cukierniczemu K.J. Śledziewskich i J. Kalinowskiego oraz „Wiszącym Ogrodom nad Narwią” A. Poleszuk.

Była to jedna z licznych, ale nie pierwsza niespodzianka tego wieczoru. Okazało się bowiem, że Ruben Silva ponownie dał się namówić do zaśpiewania w Łomży i wykonał „Quizas, quizas, quizas”- nostalgiczną romantyczną pieśń o nieodwzajemnionej miłości. Podobnie jak na poprzednim prowadzonym przez siebie koncercie sylwestrowym, poradził sobie znakomicie, wywołując aplauz i długo nie milknące owacje. Dlatego też koncert nie mógł zakończyć się formalnie duetem, ale odśpiewanym  zgodnie przez 500 osób „Usta milczą”.

Były jeszcze dwa bisy. Tradycyjna  boliwijska pieśń „La Morenada” i chóralnie wykonane po raz drugi „Co się dzieje, oszaleję” były zwieńczeniem tego z założenia rozrywkowego, ale stojącego na bardzo wysokim poziomie, łączącego różne gatunki muzyczne koncertu.
– Warto robić takie bardziej popularne koncerty i warto się otwierać na ludzi – podkreśla Ruben Silva. – Z muzyką, która jest łatwiejsza, lżejsza, przyjemniejsza dla ucha. Graliśmy przecież utwory operetkowe, musicalowe, muzykę popularną, ale tak wybitnych kompozytorów jak Kalman, Strauss czy Lehar. Dobrze, kiedy ludzie poznają muzykę klasyczną od takiej lżejszej strony, bo wtedy mogą się stopniowo przekonać do trudniejszej muzyki, Beethovena, Bacha, prawdziwie klasycznej muzyki, a nawet dojść do takich kompozytorów jak Mahler, Wagner czy Bruckner, którzy są już naprawdę trudni. Ale powoli można tego dokonać – ja też nie zaczynałem od najwyższej półki, nie od Mahlera czy Brucknera. Zacząłem od popularnych utworów, na przykład Beethovena, Czajkowskiego, oczywiście Straussa – uwielbiałem jego walce, kiedy byłem młodszy. Były mi też bliskie utwory operetkowe i tak powolutku poznałem innych kompozytorów, na przykład Mozarta. Będąc również dyrygentem Warszawskiej Opery Kameralnej miałem okazję dyrygować bardzo dużo jego utworów i wtedy pokochałem twórczość tego kompozytora. A to jest właśnie efekt tego, że kiedyś zacząłem od lżejszych, popularnych utworów i już wtedy wiedziałem, że muszę być muzykiem, bo to jest to, co najbardziej kocham!

Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka- Chamryk

Zdjęcia: Wiesław W. Wiśniewski

Wsparcie ze środków
Funduszu Przeciwdziałania COVID-19

Instytucja kultury Miasta Łomża
współprowadzona przez
Ministra Kultury
i Dziedzictwa Narodowego

 

 

Deklaracja dostępności

Filharmonia Kameralna im. Witolda Lutosławskiego

Login

Rejestracja

User Registration
or Anuluj